ROZDZIAŁ II






Witajcie kochani po dłuższej przerwie. Kłopoty techniczne zostały już ogarnięte i mogę bez przeszkód pisać dla Was dalej. Mam nadzieję, że kolejny rozdział przypadnie Wam do gustu i zechcecie podzielić się swoimi odczuciami i spostrzeżeniami. 
A może macie jakieś pomysły? Bez Waszych komentarzy, nie wiem czy w ogóle wam się podoba i co mam udoskonalić bardziej w swoim pisarskim warsztacie. 

Miłej lektury i do zobaczenia wkrótce w następnym rozdziale. 



ROZDZIAŁ II

            Autobus był zapchany jak zawsze w okolicach Wszystkich Świętych. Gosia w ostatniej chwili zdążyła na autobus.
Z wypakowanym plecakiem wskoczyła do pojazdu, wpadając wprost na korpulentną niewysoką kobietę. Ta syknęła groźnie, kiedy Gosia niechcący nadepnęła jej na stopę. Wciąż powtarzając "przepraszam" przeciskała się na tył autobusu, gdzie było miejsce dla wózków dla dzieci i dla osób niepełnosprawnych. Gdy tam dotarła i ściągnęła plecak opierając go o ścianę była spocona. W gardle czuła miękką kluchę w uszach słyszała szum. Zamknęła oczy, chcąc uspokoić kołaczące serce. Wzięła kilka głębokich oddechów i wtedy to poczuła. Zewsząd napływały do niej różnorodne zapachy, pociągnęła nosem i do gardła podeszły jej mdłości, które potęgował kolebiący się autobus. Pospiesznie sięgnęła do torby dziękując Bogu i wszystkim świętym, że kupiła wczoraj chusteczki zapachowe, wyciągnęła trzy złożone białe prostokąty i szybko przytknęła je do nosa oddychając głęboko. Delikatny zapach lawendy wypełnij jej nos tłumiąc niechciane zapachy. W końcu się rozluźniła, nie czuła już zapachu starego niemytego potu, wędzonej makreli, ani  kiełbasy z dużą ilością czosnku.
             Gosia spojrzała przez brudną szybę. Krajobraz zmieniał się na coraz bardziej wiejski. Ciemnozielone, brunatne pola i gęste brzozowe lasy spowite były już aurą smutku i opuszczenia. Nagie, czarne konary, wyraźnie odcinały się od szaroburego nieba. Białe, smukłe pnie drzew były jedyny wesołym akcentem tej scenerii.  Przy torowisku znad brunatnej ziemi sterczały kępkami ciemnobrązowe badyle suchej trawy. Lubiła ten jesienny krajobraz. W oddali dostrzegła biegnącego bażanta. Uśmiechnęła się i po raz pierwszy od dwóch tygodni pomyślała o dziecku, jako istocie ludzkiej. Uderzyła ją myśl, że być może ma jej czarne włosy albo brązowe, duże oczy.  Dotknęła niezauważalnie brzucha i uśmiechnęła się do siebie.
            Nagle autobus stęknął, wtaczając się w zatoczkę przystanku. Dostrzegła ojca stojącego obok przystanku. Jego znajoma sylwetka podziałała na nią uspokajająco. Pospiesznie chwyciła za bagaż 
i wysiadła. Usłyszała cichy syk zamykanych drzwi i autobus odjechał zostawiając za sobą ciemną chmurę spalin. 
- Tato! - wykrzyknęła i podbiegła do ojca - dziękuję, że po mnie przyjechałeś.
Gosia uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Cześć Gosiu, jak minęła podłóż? - ojciec przytulił ją i przyjrzał się jej z uwagą - jesteś jakaś blada - zamilknął i odchrząknął.
- W porządku, tatku - Gosia podała mu plecak - w autobusie było tłoczno i duszno. Pewnie dlatego jestem blada - zaśmiała się nerwowo - z braku tlenu.
- No dobrze, skoro tak mówisz – powiedział i podał jej swoje ramię – chodźmy do samochodu, zmarzniesz.
Do parkingu nie było daleko, stał tam tylko ich samochód. Tata włożył plecak do bagażnika i pomógł jej wsiąść. Gosia zawahała się chwilę i wsiadła do samochodu.  Droga do domu nie była daleka, jednak wycieczka na piechotę z ciężkim plecakiem nigdy nie była przyjemna.
- Mama ugotowała twoje ulubione pierogi z grzybami i kapustą - powiedział ojciec i zerknął 
w lusterko.
- Ach tak? - Gosia poczuła zapach pierogów i smażonej na maśle cebulki. Ślina napłynęła jej do ust, a z brzucha wydobyło się burczenie.
- Głodna? - ojciec zaśmiał się i wjechał na podwórko.
- Pójdę się przywitać. Weźmiesz mój plecak? - Gosia wysiadała już z samochodu.
- Idź dziecko - mężczyzna otworzył bagażnik i wyciągnął plecak, po czym powoli ruszył za córką.
            Gosia otworzyła drzwi i od progu ogarnął ją znajomy, domowy zapach lawendy, dobrego jedzenia i płynu do podłóg. "Nareszcie w domu" – pomyślała. Nagle drzwi się otworzyły  i stanęła 
w nich jej matka.
- Witaj mamo - Gosia podeszła do matki i uściskała ją. Zobaczyła jak mama obrzuca ją uważnym spojrzeniem.
- Zostaw plecak i chodź, jedzenie stygnie - powiedziała i nie czekając poszła do kuchni. Gosia spojrzała na ojca, który właśnie wszedł do ganku. Wzruszył tylko ramionami i dał znak ręką, że zaniesie plecak do jej pokoju.
- Tylko umyj ręce! - doleciał ją głos mamy z kuchni. Dziewczyna posłusznie poszła do łazienki. Spojrzała w lustro i zobaczyła, że ma podkrążone oczy. Odkręciła kran i z ulgą poczuła jak woda obmywa jej dłonie. Stała tak chwilę wsłuchując się w kojący dźwięk szumiącej wody. Gdy zakręciła kran i osuszała ręce ręcznikiem, poczuła zapach barszczu i jajek. Brzuch zaburczał z aprobatą i Gosia uświadomiła sobie jak bardzo jest głodna. Czym prędzej poszła do kuchni, gdzie na stole parowała już solidna porcja barszczu, w którym pływały białe wypukłe jajka. Gosia odsunęła od siebie wizję rybich brzuchów wynurzających się z brudnej wody. Usiadła i ostrożnie przełknęła pierwszą łyżkę. Gdy poczuła, że nic się nie wydarzy z przyjemnością zaczęła jeść. Mama zza stołu przyglądała się jak je, analizując jej wygląd po tak długiej nieobecności.
- Jesteś przemęczona, córeczko - powiedziała nagle - jesz w tym Krakowie?
- Tak mamo, oczywiście - Gosia przełknęła ostatni kęs  jajka - dziękuję, barszcz jak zwykle był pyszny. Wstała by umyć talerz, jednak mama wyjęła jej go z rak i powiedziała - usiądź jesteś zmęczona po podróży - umyła szybko talerz i nałożyła jej drugie danie. Pachnące pierogi polała obficie masłem z zeszkloną cebulką. Gośka nie lubiła jak nakładała jej na talerz, zwłaszcza dużej ilości masła do pierogów. Mama z uporem maniaka każdemu biesiadnikowi własnoręcznie wylewała solidna porcję tłuszczu w którym pierogi wręcz pływały. Gosia jak zwykle wstała, przytrzymała widelcem pierogi i nadmiar tłuszczu i pierogowej wody z gotowania zlała do zlewu.
-Pięknie pachnie – Gosia usiadła, odkroiła kawałek i lekko podmuchała. Uwielbiała pierogi 
z grzybami.  Przypominały jej wszystkie wigilie i cudowną atmosferę, gdzie każdy starał się być miły i uprzejmy.  I to była jedyna kolacja gdzie rozmawiali jak normalni ludzie. Zwykle posiłki jedli 
w milczeniu, ona z mamą i siostrami wpatrzone w swój talerz, a ojciec w gazetę lub książkę. 
- Dziękuję, było wyśmienite - powiedziała odkładając widelec na talerz - ja pozmywam - dodała 
i podeszła do zlewu.
- Inaczej wyglądasz - stwierdziła mama. Gosia spodziewała się tego komentarza, matka przyglądała się jej zbyt intensywnie i zawsze umiała wychwycić nawet najdrobniejsze zmiany. Od zawsze zastanawiała się, czy to intuicja matki, czy po prostu sokoli wzrok i spostrzegawczość - zmieniłaś fryzurę?
- Nie - Gosia odstawiła ostatnią łyżkę i odwróciła się do matki, opierając o zlew. Poczuła jak spodnie na pupie stają się mokre. Znowu zapomniała powycierać - pomyślała z irytacją.
- Twarz masz inną niż zwykle i spojrzenie… - powiedziała powoli. Gosia zobaczyła jak źrenice rozszerzyły jej się w nagłym olśnieniu. Matka zmarszczyła brwi i powiedziała.
- Idź odpocznij, potem porozmawiamy - powiedziała i wyszła z kuchni.
- No pięknie - powiedziała do siebie Gosia, po chwili jednak dodała - niemożliwe żeby to już było widać, przecież ona nie jest jasnowidzem.
            Z bijącym sercem wyszła po schodach do swojego pokoju. Odkąd wyprowadziła się do miasta rodzice przenieśli jej pokój na poddasze, adoptując wolne pomieszczenie na pokój telewizyjny.  Zacisze i sanktuarium ojca, w którym może wypocząć z dala od kobiecego gderania 
i strzelania garów w kuchni. Gosia wielokrotnie w tym roku zastanawiała się dlaczego nie zrobiła sobie pokoju na poddaszu wcześniej. Była z dala od części mieszkalnej, przestronną przestrzeń podzieliła na dwa pomieszczenia dzienne i sypialne, miała dużo miejsca, piękny widok za oknem
 i święty spokój. Cieszyła się, że jej młodsza siostra rozgościła się w części jej królestwa.  
 Z błogością położyła się na łóżku i przykryła świeżą, pachnącą pościelą. Rozkoszowała się tą chwilą spokojnej samotności. Zanim zdążyła przeanalizować co i kiedy powinna powiedzieć rodzicom, zapadła w sen.

***

- Gośka! – usłyszała nad sobą wrzask młodszej  siostry – kiedy przyjechałaś?! 
Poczuła kuksańca w bok.
- No wstawaj! Opowiadaj! – Majka nie dawała za wygraną.
- No już! – Gośka przeciągnęła się i otworzyła jedno oko, a potem drugie. Naprzeciw siebie zobaczyła twarz siostry, jej piegowaty niewielki nos i chmurę ciemno rudych włosów – jak w szkole?
- No nie! Tylko nie to! – Majka obruszyła się marszcząc nos jak królik – słyszę to od mamy kilka razy na dzień, mam po dziurki w nosie odpowiadania na pytanie co tam w szkole i co jadłaś. To, że chodzę do klasy maturalnej  nie znaczy, że musze już zakuwać do matury. Mam czas, jest dopiero listopad  – opadła na łóżko podkładając ręce pod głowę.
- W porządku – Gośka wstała i podeszła do lustra. Rozczesała włosy, poprawiła ubranie             
    i odwróciła się do siostry, która jej się przyglądała – no co ? – burknęła.
- Przytyłaś! – Majka roześmiała się z radości – w końcu będę od ciebie szczuplejsza.
- Daj spokój – dziewczyna odwróciła się do lustra i krytycznie spojrzała. Odwróciła się bokiem
 i odruchowo pogładziła po brzuchu. Zmieszana obciągnęła bluzkę, chcąc zakryć niewielką wypukłość, która pojawiła się na jej płaskim, umięśnionym brzuchu.
- Czekaj, czekaj – Majka lotem błyskawicy stanęła przy lustrze – jesteś za spokojna i zbyt obojętnie przyjęłaś fakt, że przytyłaś. Jesteś jakaś przemęczona i smutna.
- No co ty! – Gośka zaśmiała się nerwowo. Nagle wydało się jej, że wszyscy dostrzegają jej odmienny stan tylko boją się ją zapytać wprost – jak możesz to zauważyć? Przecież widzisz mnie zaledwie 10 minut.
-Przyznaj się, facet cię rzucił i obżerałaś się po nocach! – Majka usiadła na łóżku i spojrzała na nią
 z troską – nie jest wart ciebie skoro to zrobił. Nie ma na świecie nikogo tak cudownego jak ty Goniu. 
- Majka, to nie to – Gośka usiadła obok i położyła głowę na ramieniu siostry – gdyby to był tylko facet to bym się cieszyła.
- Wylali cię ze studiów? – Majka zaniepokojona spojrzała na siostrę, która pokiwała przecząco głową – no nie jesteś chyba w ciąży? – siostra zaśmiała się i urwała widząc spuszczoną głowę Gośki – nie …. – powiedziała szeptem i przytuliła ją.
- Nie mów na razie nikomu dobrze? – spojrzały na siebie poważnie – chcę o wszystkim rodzicom powiedzieć sama … w odpowiednim czasie.
- Ale jak to? Ty i ciąża? – Majka zrobiła wielkie oczy i zapomniała zamknąć ust.
- Widzisz jak się to nasze życie plecie – powiedziałaś sentencjonalnie Gośka – To dziecko Tomka.
- Tego z twoich studiów?
- Tak – Gośka spojrzała na nią i dodała – rzuciłam go po tym, gdy definitywnie zażądał bym usunęła.
- O ja! – Majka próbowała wciąż przyswoić sobie wszystkie rewelacje.
- Rodzicom powiem jak sama podejmę decyzję, bez żadnych nacisków – powiedziała zdecydowanie dziewczyna.
- Tylko nie zwlekaj zbyt długo dobrze? – Majka ze współczuciem uścisnęła ją za rękę – tata jest 
w porządku, ale jak mama zareaguje tego nikt nie przewidzi. Wiesz… panna z dzieckiem, bez faceta… co ludzie powiedzą i takie tam.
- To co ludzie powiedzą, mało mnie obchodzi – Gośka uniosła głowę – nie chcę rodzicom nic mówić, bo nie wiem co zadecyduję.
 - Zastanawiasz się nad usunięciem ? – Majka z przerażeniem spojrzała na siostrę – żartujesz!
- Chodzą mi takie myśli po głowie.
- Ale wiesz przecież… – Majka zaczęła niepewnie.
-  Tak… wiem – Gośka pogładziła się po brzuchu i uśmiechnęła do siebie – wiesz, jestem przerażona i szczęśliwa na raz. To takie dziwne, mieć świadomość, że w tobie rozwija się coś odrębnego, co być może jest do ciebie podobne. 
- Ale...? – siostra dotknęła jej brzucha.
- Ale mam przecież studia, przyszłość archeologa – Gośka zaczęła wyliczać na palcach – profesor Dudzik chciał mnie w swojej ekipie na wiosnę, mają robić badania w Górach Świętokrzyskich. Poza tym to jest na razie zlepek komórek, taki wiesz… – zamachała w powietrzu rękami -  bezosobowy… bezcielesny…
- Gośka! Nie wierzę w to, co mówisz! – Majka podeszła do drzwi i sięgnęła po bluzę, którą zostawiła na komodzie. Wyjęła telefon i zapytała – to który to tydzień?
-  Bo ja wiem? – dziewczyna zastanowiła się obliczając cos w głowie – może siódmy, może ósmy? … nie liczyłam.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie byłaś jeszcze u lekarza? – Majka włączyła telefon i kliknęła w  wyszukiwarkę – przerabialiśmy na biologii etapy ciąży więc na pewno dziecko w ósmym tygodniu nie jest bezosobowe i bezcielesne. Popatrz – podała jej telefon, na którym widniał zarys płodu – ono ma już paluszki, raczki, nóżki i układ nerwowy. Bije mu już serce, Gośka!
- Czasem zastanawiam się, kto jest bardziej dojrzały – Goska spojrzała na siostrę i założyła kosmyk rudych włosów za ucho – ty nigdy nie zrobisz takiego błędu, prawda?
- Nigdy nie mówi nigdy – Majka schowała telefon do kieszeni – sama powiedziałaś, że życie różnie się plecie.
- Mama mi tego nie wybaczy – Gośka pociągnęła nosem, a po jej policzkach potoczyły się pierwsze łzy.
- Wiedz, że tata i ja na pewno będziemy z tobą, cokolwiek postanowisz.
- Dzięki – Gośka wysmarkała nos w chusteczkę – a teraz powiedz mi gdzie oni są i dlaczego w domu jest tak cicho.
- Poszli na cmentarz zanieść kwiaty na groby – Majka podała jej dłoń – chodź coś zjeść.
            Poszły razem do kuchni, w milczeniu zrobiły stosik kanapek z ogórkiem kiszonym i cebulą. Majka zalała ich ulubioną herbatę z hibiskusem i dziką różą.
- Ale do lekarza pójdziesz, prawda? – odezwała się nagle Majka.
- Pójdę, pójdę – dziewczyny popatrzyły na siebie, rozumiejąc się bez słów – opowiedz lepiej co u Joasi,  nie widziałam jej już wieki.
- Aśka robi doktorat i rzadko jest w domu. Jak już przyjedzie z tej swojej Warszawy, to jest krótko – Majka wzruszyła ramionami – wpada i wypada, byleby nie być za długo.
- Popatrz, jakie to dziwne – Gośka ugryzła kawałek ogórka kiszonego – jesteśmy siostrami, ale całkiem innymi. Czasem zastanawiam się czy każda z nas nie ma innego ojca. No poparz: ja mam włosy czarne, ty rude, Aśka blond.
- No wiesz … genetycznie rzecz biorąc – Majka zaśmiała się widząc przerażoną minę Gośki.
- Więc poważnie myślisz o tej medycynie?
- Zastanawiam się – ucięła szybko – na razie nic nie chcę nikomu mówić, tak jak ty.
            Popijały herbatę w zgodnym milczeniu. Bardzo lubiły tak siadać, patrzeć w okno i milczeć. Zwłaszcza kiedy jak teraz, słychać było szalejący wiatr i bębniący o szyby deszcz. Gośka westchnęła głośno, miała nadzieję znaleźć w domu spokój i cudowne poukładanie wszystkiego. Zamiast tego miała jeszcze większy mętlik w głowie, a w dodatku nie dawało jej spokoju to, że jej dziecko ma serce i układ nerwowy i - o zgrozo! - palce u rąk. 

1 komentarz:

Copyright © 2014 Sekretarzyk , Blogger