ROZDZIAŁ III
Witajcie ponownie.
Długie weekendy sprzyjają tworzeniu, dlatego jeszcze "ciepły" kolejny rozdział przygód Małgosi. Następny zapewne opublikuję w piątek lub niedzielę.
I oczywiście zachęcam do pozostawiania komentarzy. Milczycie... więc nie wiem czy ta cisza jest zwiastunem czegoś dobrego, czy to tak zwana "cisza przed burzą"?
Długie weekendy sprzyjają tworzeniu, dlatego jeszcze "ciepły" kolejny rozdział przygód Małgosi. Następny zapewne opublikuję w piątek lub niedzielę.
I oczywiście zachęcam do pozostawiania komentarzy. Milczycie... więc nie wiem czy ta cisza jest zwiastunem czegoś dobrego, czy to tak zwana "cisza przed burzą"?
ROZDZIAŁ III
- Jeszcze grób
babci Zosi – mama przeciskała się między grobami, uważając by nie pobrudzić
sobie płaszcza. Ojciec szedł tuż za nią,
niosąc znicze w reklamówce z biedronki.
Gosia szła na
samym końcu, chcąc w samotności powspominać bliskich. Miała swoje znicze,
niewielkie. Zawsze lubiła te najmniejsze, które jak iskierki rozbłyskają
ciepłym światłem i za chwilę gasną. „Tak jak życie” – pomyślała i uśmiechnęła
się. Babcia Zosia była jej ulubioną babcią, zawsze pachnąca lawendą.
- Chodźże
wreszcie – usłyszała ponaglanie mamy – zaraz zamarznę przez ten wiatr.
- Idę, idę –podeszła
do rodziców i przystanęła. Po lewej stronie widniało zdjęcie, uśmiechała się do
nich piegowata twarz babci, jej siwe włosy wymykały się z koczka, którego na co
dzień czesała. Jej włosy kiedyś były tak samo rude jak u Majki i mała podobne
do niej usposobienie – stoicko radosne. „Taaaak – Gosia uśmiechnęła się do
kilku wspomnień – może to chodzi o to, by umieć zatrzymać niektóre chwile, jak
klisze fotografii? – pomyślała, stawiając znicz. Z tyłu głowy kołatała się jej
modlitwa za zmarłych i Zdrowaś Maryjo i Pod Twoją Obronę, jednak w taki dzień
jak dzisiaj chodziła po cmentarzu po prostu wspominając chwile, które spędziła
z bliskimi i ze znajomymi. Na przykład taka pani Wikta, pochowana nieopodal.
Zawsze dawała jej miętusy przez płot i głaskała po głowie.
- Chodź, bo
zamarzniesz – szepnęła jej Majka i pociągnęła w dół alejki – w porządku?
- Tak – Gosia
odruchowo zerknęła na malutkie prostokątne pomniki pochowanych tam dzieci. Chwyciła
się za brzuch i uderzyła ją myśl, że jej dziecko wyląduje w kuble na śmieci, w
niebieskim worku.
- No chodź –
Majka szturchnęła ją i poszły szybkim krokiem za rodzicami.
- Idźcie, ja
jeszcze zatrzymam się nad grobem nieznanego żołnierza – powiedziała do
rodziców.
- Tylko się
pospiesz, będziemy czekać w samochodzie – tata mrugnął do niej i podał jej
czerwony znicz – zapal za mnie, dobrze?
Gosia kiwnęła
głową zabierając znicz i wolnym krokiem poszła w kierunku pomnika. Jak co roku
wartę pełniły harcerki, a każdy centymetr nagrobka wypełniały znicze. Dołożyła
swoje – czerwone – jak krew poległych. Postała chwilę patrząc na jeden, denko
miało na środku dymiące czarno - brązowe kółeczko. Listopad zawsze nastrajał ją
melancholijnie, a teraz odczuwała wszystko bardziej przez jej odmienny stan. Po
rozmowie z Majką wciąż i wciąż zastanawiała się co zrobić. Odwróciła się nagle
i szybkim krokiem wyszła z cmentarza. Z daleka zobaczyła uruchomiony
już samochód ojca, mignął jej światłami jakby nie widziała jak stoi naprzeciw
cmentarnej bramy.
- Nareszcie –
usłyszała mamę, kiedy otworzyła drzwi i wpadła do ciepłego wnętrza – ile można
czekać? – dodała retorycznie mama.
- Wiesz mamo,
zależy – uśmiechnęła się – od sytuacji i rzeczy na którą się czeka.
***
- Dlaczego
musisz jechać jutro?
- Mamuś, mówiłam
ci, mam dokończyć projekt – Gosia siedziała przy kuchennym stole z kubkiem
parującej kawy z mlekiem.
- Wiem, wiem –
mama pogłaskała ja po głowie – ale byłaś tylko trzy dni. Tak rzadko
przyjeżdżasz, dziecko.
- Mamo, mamo –
Majka weszła do kuchni i otworzyła jedną z szafek – to ja ci już nie
wystarczam? Mam się postarać by dostarczyć ci atrakcji za naszą trojkę? –
wyciągnęła mleczną czekoladę – chcesz? – przysiadła się do Gosi. Ta chwyciła
cztery kostki i ułamała z głośnym „pyk”.
Jedną i włożyła do ust, pozostałe trzy wrzucił do kawy i powoli
zamieszała łyżeczką.
- Gosiu, to
kiedy umawiasz się do lekarza? – wyszeptała do niej Majka konspiracyjnie, kiedy
mama odwrócona do nich plecami mieszała coś w garnku.
- Cicho, już się
umówiłam – Gosia schowała nos w kubku z kawa.
- Co tam
szepczecie? – mama uśmiechnięta przysiadła się do nich i łamała kawałek
czekolady, jak zwykle krzywo.
- Mamo? – Majka
zapytała od niechcenia – jakie są twoje zapatrywania na wnuki?
Gosia zakrztusiła
się kawą i spojrzała oczami jak koła młyńskie na siostrę i niedostrzegalnie
kiwnęła głowa.
- No wiesz… nie
mam nic przeciwko wnukom – mama usadowiła się wygodnie – wręcz mi się marzą.
Aśka to raczej jeszcze długo nie będzie mieć dzieci, o ile! – dodała kiwając z
politowaniem głową – Ja nie wiem kiedy ona chce o tym pomyśleć. Ma trzydzieści
pięć lat, zegar tyka coraz szybciej, a ona wciąż karierę robi.
- A jakby któraś
z nas je miała? – dopytywała Majka.
- No, to by było
cudownie. Każda kobieta marzy by być najpierw matką, potem babcią – dodała
sentencjonalnie.
- A jakby
wpadła? – Gosia nagle wypaliła – hipotetycznie oczywiście.
- No to… - mamę
zatkało na chwilę – oczywiście nic takiego nie wchodzi w grę. Nasze dziewczynki
są dobrze wychowane i nic takiego nie nastąpi…
- po chwili dodała – prawda?
- Jasne, że nie
– Majka sięgnęła po kolejna kostkę – tak pytam. Widziałam Elkę, wnuczkę pani
Walczakowej. Z brzuchem – dodała po chwili robiąc rekami niewidzialne
wybrzuszenie w okolicy brzucha – ona jest panną i to dziecko z wpadki – dodała
jakby wszystkim umknął ten drobny fakt – jej rodzice fajnie to przyjęli.
Pomagają jej – Majka upiła łyk Gosinej kawy.
- Wstyd rodzinie
przyniosła, ot co. Oni starali się ją wychować na porządną kobietę, a ona na
tych studiach Bóg wie co robiła! Może się prostytuowała?! - wykrzyknęła unosząc
palec wskazujący.
- Ależ mamo,
młodzi popełniają błędy, dobrze, że wzięła za to odpowiedzialność – Gosia
powiedziała poważnie – i ma fajnych rodziców, bo nie zostawili jej w potrzebie.
- Powinni ją
gdzieś wysłać, by tam eksponowała swój panieński brzuch – mama wstała i
energicznie zamieszała w garnku, potrawa zaskwierczała wściekle unosząc w górę
kłąb pary – gorszy dziewczęta, teraz każda myśli, że także rzeczy ujdą im na
sucho. Urodzi dziecko, podrzuci dziadkom i tyle ją będą widzieć.
Cisza jaka nastała po tych słowach,
zadzwoniła Gosi w uszach. Była spocona jak mysz, a brzuch skręcił się jej jak
sznurówka na te wszystkie rewelacje.
- Zaraz, zaraz –
mama podeszła do nich trzymając łyżkę i celując w nie jak w winowajczynie – nie
chcecie mi powiedzieć, że coś podobnego się kroi u nas?!
- Skąd! – Gosia
wstała – pytałyśmy hipotetycznie. Zastanawiałyśmy się co byłoby gdyby tak
któraś z nas… zresztą muszę się spakować.
- To dobrze! –
mama usiadła i upiła łyk gośkowej kawy – my mamy dobrze wychowane dziewczęta. Ależ
to masz słodkie, będziesz gruba jak będziesz tyle słodzić. W tym Krakowie jesz za dużo słodkiego.
Wiadomo już, czemu przytyłaś.
- Mamo! – Majka
wstała również – idę się pouczyć. Gośka
poczekaj, opowiesz mi o końcu drugiej wojny światowej, nijak nie umiem się tego
nauczyć.
- Ucz się, ucz,
kochanie – mama uniosła wesoły wzrok na najmłodszą córkę – tylko wtedy
coś osiągniesz w życiu.
- Jasne –
powiedziała z przekąsem Majka i wyszła z kuchni.
***
- Słyszałaś co
powiedziała? – Gosia siedziała zamyślona nad otwartym plecakiem i pakowała
rzeczy do wyjazdu.
- Tak, nie ma
się co przejmować na razie – Majka próbowała załagodzić słowa matki – przyjdzie
co do czego to ponarzeka, a potem będzie się cieszyć.
- Nie sądzę –
dziewczyna podeszła do lustra i jeszcze raz spojrzała na swój brzuch – oni się
mnie wyrzekną i wyrzucą z domu. Zobaczysz.
- Nie wyrzucą… –
Majka niepewnie skubała kosmyk rudych włosów.
- Nie mogę im
tego zrobić, zbyt dużo we mnie zainwestowali – Gosia podjęła decyzje obciągając
sweter – nie mam wyjścia.
- Masz – Majka
wyszeptała – nie rób tego. Pomożemy ci – ja i tata.
- Nie Majeczko –
Gosia podeszła do siostry i pogładziła ja po włosach – nie wybaczą mi tego.
- A czy ty
będziesz umiała wybaczyć sobie? – Majka wstała i spojrzała jej w oczy – kiedyś…
za jakiś czas… inne będą chodziły z wózkami, albo będą prowadziły dzieci na
plac zabaw a ty będziesz pusta.
- Nie będę
żałować – Gosia zdecydowanie odsunęła się od siostry i dokończyła pakowanie –
tak musi być – dodała po chwili.
Majka westchnęła
ciężko i podeszła do drzwi swojego pokoju. Stanęła na chwilę i odwróciła się
spoglądając na siostrę.
- Obiecaj, że
się jeszcze zastanowisz dobrze?
Gośka wzruszyła
ramionami i podniosła plecak.
- No dobra,
zastanowię się! – krzyknęła zniecierpliwiona i wypchnęła siostrę za drzwi.
To się dobrze czyta. Pozwodzenia :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! Super się to czyta :)
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG:)
Musisz troche popracować nad stylistyka. I jeszcze nad opisem ciąży, aborcji. Prowadząc w ten sposób watek raczej nietrudno domyślić sie jakie będzie zakończenie. Ale ogólnie to można poczytać, wiec próbuj pisac dalej i sie wprawiac.
OdpowiedzUsuńCiekawie się czyta, będę śledzić Twojego bloga😃 jedna uwaga, mam wrażenie że w I rozdziale gdy Gosia z Tomkiem czekają na pizzę to te 15 minut za szybko minęły, ale to tylko moje wrażenie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że bohaterka urodzi i znajdzie dobrego mężczyznę.
Życzę Ci dużo weny😃
Dobrze się czyta. Popracowałabym trochę nad stylistyką.
OdpowiedzUsuń