ROZDZIAŁ 1
A wszystko tak pięknie się zaczęło
równe dwa lata temu. Zdała maturę, dostała się na swoją ukochaną historię i
wyrwała się z domu. Odżyła, kiedy nikt jej nie sprawdzał, nie pilnował i nie
musiała żyć pod czyjeś dyktando.
Ten dzień, kiedy spakowana jechała
na stację dobrze utknął jej w pamięci. Tata odwoził ją swoim nietykalnym
"świętym" samochodem na stację, gdzie wreszcie miała zacząć nowe, samodzielne
życie. Gdy poczuła, jak pociąg drgnął pod jej stopami porywając ją
w "nowe" - do Krakowa,
wiecznego miasta - serce
zatrzepotało jej z podekscytowania przed nieznanym i z radości przed
zmianą. Jedynie zasmucał ją widok zatroskanej mamy, która ze łzami w oczach
żegnała ja na peronie. I tak miała jeździć często do domu, jednak jej mama
traciła nad nią całodobową kontrolę i widocznie nie czuła się komfortowo w tej
sytuacji. Stała długo przy oknie i patrzyła na pojawiające się widoki. Kolejne wsie, kolejne lasy i ciągnące się uprawne pola. Październik był piękny
i słoneczny. Drzewa już jarzyły się czerwieniami i żółciami wywołując w
niej uczucie szczęścia. Wreszcie stacja - "Kraków Główny". Wysiadła.
Wszędzie pełno ludzi, każdy się spieszy, każdy zapatrzony w swoje myśli, pędzi
naprzód nie zwracając uwagi na piękny słoneczny dzień, na ciepły lekki wiatr,
na bezchmurne niebo. Pamiętała do dzisiaj ten zapach miasta, stukot dorożek,
szum przelatujących gołębi. Odurzył ją zapach kwiatów sprzedawanych przez
kwiaciarki pod Mariackim.
"A może to
tylko przywilej młodości, czuć takie rzeczy" - zastanawiała się Gosia idąc
w kierunku wyjścia na Stare Miasto, gdzie na rynku czekała już na nią mała
kawalerka. Znalazła ją z dużym trudem, przekopując się przez setki ogłoszeń.
Nie stać ją było na drogie mieszkanie z pełnym wyposażeniem. Wybrała małe,
zaledwie dwudziestopięciometrowe mieszkanko, które sama mozolnie urządzała
przez ostatnie dwa lata. Kiedyś spała na
składanym łóżku, teraz na podłodze leżał gruby materac porządnie
zaścielony. Pod ścianą stała komoda i
duża trzydrzwiowa szafa. Na środku stał stolik, który spełniał funkcję biurka i
dwa wygodne głębokie fotele, które dała jej sąsiadka zamiast wyrzucić je na śmietnik.
Gośka kupiła materiał i sama odnowiła fotele. Na szczęście kuchnia była wyposażona, a pralkę
do łazienki kupiła z ogłoszenia. Starą, używaną, która była bardzo głośna
podczas prania, a gdy wirowała obijała
się o kafelki na ścianie. Pół bloku wiedziało gdy robiła pranie, nawet styropian,
który dała miedzy pralka a ściana nie był w stanie zagłuszyć jej donośnego
buczenia. Jednak w całym mieszkaniu jej dumą
były ściany, które za pozwoleniem właściciela wymalowała w piękne krajobrazy.
Dzisiaj miała wolny dzień, więc
postanowiła się przejść i wstąpić po drodze na małe zakupy i do apteki. Od kilku dni nie mogła sobie znaleźć miejsca.
Myślała, że jej wahania nastroju, osłabienie i senność, poranne mdłości to
efekt grypy, którą przechodziła dwa tygodnie temu. Z daleka zobaczyła aptekę, pchnęła drzwi, a
dzwoneczek u góry zadźwięczał radośnie. Jednak Gośce nie było do śmiechu.
Stanęła na końcu kolejki modląc się, żeby nikt nie przyszedł i nie stanął za
nią.
- Poproszę test
ciążowy - powiedziała jednym tchem, dziękują opatrzności, że została sama.
- Jakiej firmy?
- odezwała się pani za ladą i uśmiechnęła się współczująco.
- Obojętnie -
Gośka przełknęła ślinę widząc wchodzącą starsza panią. Odruchowo schowała
dłonie nie chcąc pokazać, że nie ma obrączki - żeby dokładny był - dodała widząc jak aptekarka układa przed
nią płaskie prostokątnego pudełeczka. Na każdym uśmiechnięta kobieta tuli
roześmianego dzidziusia.
- Może ten ? -
wyciągnęła jedno z pudełeczek - proszę najlepiej zrobić rano.
- A nie ma
takiego, który można zrobić po południu? - zapytała głupio. Pamiętała mgliście
z lekcji wudeżetu, kiedy należy robić test.
- To proszę
wziąć dwa jeden zrobić teraz, a gdyby wyszedł ujemny potwierdzić wynik rano -
powiedziała ekspedientka biorąc od Gośki banknot. Dziewczyna chwyciła kurczowo
pudełeczka i resztę pieniędzy i wybiegła
z apteki. Słyszała jeszcze za sobą cmokanie starszej pani.
Nie miała już ochoty na zakupy,
stwierdziła, że zrobi wieczorem kiedy w końcu dowie się jak maluje się jej
przyszłość. Jeśli jej przypuszczenia się potwierdzą lepiej, by się zagłodziła
na śmierć albo rzuciła z mostu.
Wróciła do swojej małej kawalerki.
Zamknęła drzwi i oparła się o nie. Jej małe kochane 25 metrów. To był jej mały światek, prywatny do którego
niewiele osób miało dostęp. Teraz wydał się jej ciasny, duszny i irytująco mały.
Weszła do pokoju
i usiadła przed komputerem. Na ekranie migała wiadomość.
- Gdzie jesteś,
martwię się - zapomniała, miała spotkać się dzisiaj z Tomkiem.
- Musiałam
załatwić parę nagłych spraw - odpisała i poszła do łazienki umyć twarz i ręce
z krakowskiego kurzu. W końcu rozebrała się i weszła pod prysznic.
Wyregulowała wodę i stanęła pod ciepłą strugą łaskoczącą jej plecy i
ramiona. Nie chciała z nim rozmawiać.
Nie teraz, kiedy jej przyszłość była pod znakiem zapytania.
Ciepła woda
spływała po jej ciele przynosząc chwilowe ukojenie i rozluźnienie. W głowie
kotłowało się tysiące myśli.
Po długiej
chwili zakręciła wodę i wyszła okręcając się ręcznikiem. Spojrzała na umywalkę,
gdzie koło mydelniczki leżało pudełko z testem ciążowym. Drżącą ręką rozerwała
je i wyjęła zafoliowany podłużny patyczek i pipetkę.
Parsknęła
śmiechem na myśl, że miałaby nasikać do pipetki i wkropić w niewielkie różowe
wgłębienie. Zrobiła to bez użycia pipetki i odstawiła test na umywalkę. Poszła
po budzik i usiadła na ubikacji patrząc jak wskazówki odmierzają przepisowe 5
minut. Kiedy wskazówka odmierzyła ostatnią, sięgnęła po test ciążowy. Schowała
go w dłoni nie chcąc na niego patrzeć. Czuła jak parzy jej ręce, miała ochotę
wyrzucić go i nie wiedzieć, jednak po chwili zmusiła się by spojrzeć na
zaciśnięta pięść. Przemknęło jej przez głowę, że w ręku trzyma bombę z
opóźnionym zapłonem. Powoli rozluźniła palce, a jej oczom ukazały się dwie widoczne kreski. I wtedy zatrzymał się cały
świat. Czuła się jednocześnie pusta i pełna. Czuła radość i ogromny strach. Jej
pierwsza myślą było: co powie mama? Jak ja im to powiem?
Odłożyła
test na umywalkę jak we śnie. Po omacku dotarła do pokoju i ubrała leżącą na
oparciu fotela sukienkę.
- Co ja teraz
zrobię? – powiedziała do siebie –
przecież nie usunę! – chwyciła się za swój płaski i umięśniony brzuch. Oczami
wyobraźni zobaczyła tam okrągłą gigantyczną piłkę, a potem sflaczałą, obwisłą
oponkę.
Nagle ktoś zapukał do drzwi
wejściowych. Gośka obudziła się z chwilowego odrętwienia i podeszła do drzwi.
Spojrzała przez judasza – Tomek. Po chwili wahania otworzyła drzwi.
- Czego chcesz? – warknęła na niego.
- Przyszedłem,
bo nie wiem co się dzieje, przecież jeszcze rano wszystko było ok. – powiedział
zdezorientowany.
- Wejdź - Gośka
zrezygnowana zaprosiła go do mieszkania - napijesz się czegoś?
- Herbaty, jeśli
można - Tomek rozsiadł się wygodnie w fotelu - masz coś do jedzenia?
- Niestety nie
zrobiłam jeszcze zakupów - Gośka postawiła na stoliku dwa parujące kubki.
- To może
zamówimy pizze? - Tomek wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił numer - jaką
byś chciała? - zapytał oczekując na połączenie.
- Zwykłą - Gosia
zastanowiła się co do cholery może teraz jeść, zmarszczyła czoło starając się
przypomnieć sobie jej znikomą wiedzę na temat pożywienia kobiet w ciąży -
pieczarki, szynka i ser żółty - powiedziała po chwili wahania.
- Tylko? - Tomek
zdziwiony aż nachylił się w jej stronę - dobrze się czu .... - zaczął ale w
słuchawce odezwało się donośne "halo" i Tomek złożył zamówienie.
Podał adres i odłożył telefon na stolik - Mamy szczęście, będzie do 15 minut -
powiedział po chwili patrząc na nią uważnie. Zauważył drobne zmiany, jednak nie
wiedział w czym one dokładnie zaszły. Czy w spojrzeniu, czy może w wyrazie
twarzy.
- Wszystko jest
w porządku - powiedziała Gośka sięgając po portfel.
- Ja stawiam -
Tomek podszedł do niej i przytulił ją - możesz mi powiedzieć przecież o
wszystkim, żabko - powiedział cicho w jej pachnące szamponem włosy. Tomek lubił jej brązowe wijące się pasma i
ich miodowy zapach. Często gdy leżeli na materacu i oglądali film na laptopie
lubił bawić się nimi, oplatając je wokół palców.
- Wszystko okej
- Gosia wyswobodziła się z jego objęć - pizza idzie - wskazała na drzwi zza których
doleciały ich ciężkie kroki i sapanie.
- To ty odbierz
i zapłać - podał jej zwinięty banknot - wyliczone jest - dodał i poszedł do
łazienki. Gośka za późno zdała sobie sprawę co zostawiła na umywalce. Nie było
sensu go zatrzymywać, zresztą rozległo się pukanie do drzwi. Gośka otworzyła je
i zobaczyła czerwonego i spoconego dostawcę.
Nie mieli windy, a wejście na piąte piętro kogokolwiek pozbawionego
kondycji było sporym wyzwaniem. Odebrała ciepłe, pachnące pudełka i
zapłaciła. Zamknęła drzwi i stała tak trzymając je kurczowo. Wiedziała, że
Tomek stoi za jej plecami trzymając nieszczęsny test.
-Możesz mi
wyjaśnić co to jest? - usłyszała i powoli odwróciła się w jego stronę.
- Test! -
warknęła - nie widać?
- Pozytywny! -
Tomek podszedł do niej w trzech krokach i odebrał pudła jedną ręką, drugą
prowadząc ją do fotela - możesz mi powiedzieć od kiedy wiesz?
- Od dzisiaj -
Gośka skubała skórkę przy paznokciu - ale podejrzewałam od kilku dni. Myślałam,
że to po grypie.
- Ładna mi
grypa! - Tomek kucnął obejmując jej dłonie swoimi.
- To twoje
dziecko - powiedziała dziewczyna chcąc
upewnić się, że na pewno to wie - wiesz przecież.
- Wiem - Tomek
wstał i nerwowo przeczesał ręką włosy - nie stać nas teraz na dziecko -
powiedział powoli - musimy jakoś to
rozwiązać.
Gośka zaniemówiła. Po prostu musieli
to rozwiązać! Rozwiązać! - to jedno słowo wybrzmiało jej echem w głowie. Dobrze
wiedziała co Tomek miał na myśli. Jednak zabolało ją, że od razu postawił
sprawę na "nie".
- Zastanowię się
- powiedziała chłodno.
- Nad czym? - Tomek
podszedł do niej i odgarnął opadające włosy za ucho - przecież jesteśmy w
połowie studiów. Przed nami całe życie, kariera zawodowa jak ty sobie to wyobrażasz?! Przecież ono nam przeszkodzi! Zniszczy nam
życie! - chłopak przemierzał jej niewielki pokój kilkoma krokami tam i z
powrotem - nie jesteśmy gotowi na takie wyzwanie.
- Jeśli urodzę
to dziecko to poradzę sobie bez ciebie - dodała i podeszła do niego. Spojrzała
mu w twarz rozognionym wzrokiem i odepchnęła go - wynoś się z mojego życia!! -
wybuchła i popędziła w stronę drzwi. Szarpnęła za klamkę otwierając je z
impetem, chwyciła go za rękaw i zaskoczonego wypchnęła na korytarz - Nie chcę cię więcej widzieć! - wykrzyczała, a
jej głos odbił się echem po klatce schodowej - jeśli urodzę to dziecko,
pamiętaj że nie masz do niego żadnych praw!
- dodała z furią i zatrzasnęła drzwi. Oparła się o nie plecami czując jak serce tłucze
się jej w piersi jak szalone. Poczuła mdłości, a przed oczami zobaczyła czarno
czerwone plamki. Powoli jak przez mgłę dodarła do fotela, usiadła na nim powoli
i pochyliła się chowając głowę między kolanami. Starała się oddychać równo i
spokojnie. Metoda przyniosła ulgę, ponieważ po chwili mdłości ustąpiły, a
widzenie wyostrzyło się. Gosia powoli wyprostowała się i wygodniej usadowiła w
fotelu. Spojrzała na swój płaski brzuch
i delikatnie położyła na nim dłoń. Uśmiechnęła się pobłażliwie na myśl, że
dotykiem próbowała coś wyczuć.
- Przecież to
tylko kilka komórek - powiedziała do siebie i zwinęła dłoń w pięść. Spojrzała w
okno, skąd w oddali widać było wieżę Kościoła Mariackiego.
- I co ja mam
teraz robić? - zapytała się gołębia, który przysiadł na parapecie i
przechylając na bok główkę spoglądał na nią jednym czarnym okiem - i jak powiem
to rodzicom?
Zamyśliła się rozważając różne
scenariusze, jednak najbardziej przemawiał do niej ten, w którym rodzicie
wyrzucają ją z domu, a ona idzie z walizami przez miasteczko na przystanek
autobusowy wśród potępiających ją spojrzeń mieszkańców.
Otrząsnęła się z tej przerażającej
wizji słysząc delikatnie pukanie do drzwi. Siedziała nieruchomo przez chwile
chcąc by natręt sobie poszedł, jednak po chwili pukanie rozległo się ponownie.
Gosia cicho podeszła pod drzwi i spojrzała przez wizjer.
- Gośka otwórz -
rozległ się głos jej przyjaciółki na klatce - otwórz!
Zrezygnowana
przekręciła klucz i otworzyła drzwi. Do pokoju wpłynęła Marta owiana zapachem
swoich jaśminowych perfum, które podrażniły jej nos. Skrzywiła się lekko, jednak z niepewnym
uśmiechem wskazała przyjaciółce fotel.
- Co cię sprowadza?
- zapytała retorycznie, bo wiedziała, że Tomek zadzwonił do niej i wysłał, by
namówiła ją do rozwiązania problemu.
- Wpadłam
zobaczyć co słychać - odpowiedziała Marta nie mrugnąwszy nawet okiem - nie widziałam cię już tydzień, taka
zalatana jesteś na tej historii.
- No cóż .... -
Gośka zawahała się - napijesz się czegoś?
- Wody, jeśli
można - Marta rozsiadła się wygodnie,
jednak jej oczy przeczesywały każdy skrawek pokoju od łóżka począwszy, aż do
otwartych drzwi łazienki skończywszy.
"Pewnie szuka
testu ciążowego" - pomyślała z rozbawieniem Gośka i poszła do swojej
malutkiej kuchni po szklankę i butelkę wody.
Marta od zawsze się odchudzała, od zawsze była na diecie i od zawsze
piła tylko wodę nie gazowaną mineralizowaną.
- Co?! - warknęła Gosia, widząc jak Marta przygląda
się jej uważnie. Postawiła na stole butelkę i szklankę i usiadła naprzeciwko. Z
wieży Mariackiej rozległ się hejnał, a z brzucha Gośki dobiegło tubalne
burczenie. Przyszło jej do głowy, że chętnie zjadłaby placki po węgiersku, na
samą myśl do ust napłynęła jej ślina, a brzuch głośno zaburczał. Niespokojnie
poruszyła się w fotelu i spojrzała na Martę.
- Co tak na
prawdę cię sprowadza Marta? - Gośka spojrzała na przyjaciółkę przenikliwie -
nie wmówisz mi, że przyszłaś do mnie bo
się stęskniłaś - zapadła cisza przerywana tylko głośnymi łykami Marty - dzwonił
Tomek prawda? - Gosia pochyliła się w stronę przyjaciółki wyczekująco.
- Nawet nie wiem
czy mam ci gratulować czy współczuć! -
Marta wybuchła stawiając szklankę na stole i rozbryzgując z niej wodę po stole
- dlaczego nic mi nie powiedziałaś! Przecież jestem twoja przyjaciółką!
Gośka otworzyła usta i po chwili je
zamknęła, zaskoczona wybuchem dziewczyny.
- Dowiedziałam
się dzisiaj rano! - Gośka odrobinę podniosła głos - myślisz, że muszę do ciebie
lecieć ze wszystkim? Nie zniosę kolejnej osoby ingerującej nachalnie w moje
życie! - dziewczyna zerwała się i pobiegła do łazienki, po chwili z
niedomkniętych drzwi dobiegły Martę odgłosy torsji. Po chwili owiewając pokój zapachem
wymiotów, Gośka usiadła w fotelu. Chwyciła szklankę Marty i jednym tchem wypiła
jej zwartość.
- Co Tomek ci
powiedział? - zapytała, kiedy odzyskała oddech i względny spokój.
- Prosił, bym
porozmawiała z tobą o rozwiązaniu tego problemu - powiedziała Marta cicho.
- Nie trudź się
- Gośka odstawiła szklankę powoli - jeśli ktokolwiek ma tu coś do powiedzenia
to tylko ja.... i ono - dodała po chwili i spojrzała na brzuch.
- Ale przecież
.... - Marta niepewnie zagryzła wargę - to nie jest jeszcze dziecko. Kilka
komórek, przecież to nie ma nawet serca, układu nerwowego, pewnie nawet nie
czujesz się inaczej - dopowiedziała powoli - Mamy tylko dwadzieścia trzy lata,
wszystko przed nami. Chcesz stać się więźniem posikanych pieluch, niewyspanych
nocy? Wiem jak to jest, mam młodszą siostrę i doskonale pamiętam jak rodzice
latali koło niej - powiedziała.
- Marta! Nic nie
rozumiesz! - powiedziała Gośka i poszła po druga szklankę.
- Przecież ....
jak skończysz studia? Jak znajdziesz pracę? - Marta wyliczała celując w nią za
każdym razem palcem - i kto pokocha dziewczynę z nieślubnym dzieckiem?
- Może ktoś się
znajdzie - powiedziała Gosia, ale zadrżała na myśl, że do końca życia miałaby
zostać sama - pomyślę o tym.
- I co powie
twoja mama? - Marta bezlitośnie
wypowiedziała słowa, które kotłowały się w jej głowie od rana.
- Nie wiem co
powie! - Gośka usiadła ciężko w fotelu -
ale jadę jutro do domu ... i co będzie to będzie.
- Jak chcesz! -
Marta wstała i sięgnęła po bluzę - ale
nie mów potem, że cię nie ostrzegałam. Tomek dałby ci pieniądze, oszczędzał na
wyjazd nad morze ale zrezygnuje z niego by ratować twoją przyszłość.
- Nie musi! -
Gośka nie wytrzymała i podeszła do przyjaciółki - Z nim juz skończyłam, a ty
zamiast trzymać moją stronę i być dla mnie wsparciem jeszcze przyszłaś tu
namawiać mnie do aborcji.
- Ja cię do
niczego nie namawiam - Marta wydęła usta -
to ty to powiedziałaś. Zrobisz jak zechcesz, ale jak zniszczysz sobie
życie, to tylko na własne życzenie, odrzucając pomoc kochających cię ludzi.
- Wyjdź stąd ...
- Gośka powiedziała cicho i podeszła do drzwi - i nie przychodź tutaj więcej
jako ktoś... taki - dodała nie wiedząc jakiego określenia użyć - gdy znów
staniesz się moją przyjaciółką -
zawiesiła głos na chwilę - wtedy zapraszam.
Marta przestąpiła powoli próg domu,
po chwili za jej plecami trzasnęły drzwi. Dziewczyna wzruszyła ramionami i z
ulgą zaczęła schodzić po schodach.
---------------------------
Na kolejny rozdział zapraszam w środę wieczorem. Mam nadzieje, że moja opowieść Was zainteresowała. Jesli Ci się podoba zostaw jakiś ślad, może masz jakies sugestie? Może przemyślenia? Napisz koniecznie !
Pozdrawiam Was kochani , do środy.
zainteresowała! świetne pióro. dobrze się Ciebie czyta ;)
OdpowiedzUsuń